Spotkanie po latach

Spotkanie klasy IV c (matura 2002) w relacji Pauliny Chhabra (Szczepan) na stałe mieszkającej w Londynie

Spotkanie po latach klasy „C” z Żeroma. Matura 2002, czyli za rok minie 20 lat odkąd opuściliśmy mury naszej licealnej alma mater. Kiedy to minęło pozostaje zagadką chyba dla nas wszystkich, bo jeszcze niedawno to nasi rodzice świętowali tę samą rocznicę.    

Ale do rzeczy … Jesteśmy umówieni w jednej z knajpek na rynku, gdzie dawno temu znajdowały się słynne Sołtyki. Ten sam rynek, gdzie kiedyś stało się w kolejkach po wina w kartonach, które wypijaliśmy okupując parkowe ławki, z muzyką Dżemu i Nirvany w głowach i sercach. Jest zimny wieczór. Nie ma się co czarować, wieje jak na dworcu … w Kielcach, chociaż jesteśmy na rynku. Rynek zdaje się jakiś obcy, wymurowany, brak ulicy dookoła i fontanny też brak (chyba już od lat). Serce kołacze i pojawia się lekki niepokój, czy tak samo obce wydadzą mi się twarze, a co gorsza dusze moich przyjaciół z klasy. Z niektórymi utrzymujemy regularny kontakt, z innymi od święta, a z niektórymi wcale. Może być różnie zwłaszcza, że podziały polityczne w skali krajowej przeniosły się na skalę klasową (wiem z pewnych źródeł…), więc pozostaje się modlić (jeśli ktoś lubi), żeby nie poszło na noże. Na rozgrzewkę przed spotkaniem klasowym umawiamy się z Marlyśką (jedna z moich najdroższych przyjaciółek), żeby obgadać to wszystko czego się nie da obgadać ani przez Facebook’a, ani przez sporadyczne FaceTime’y. Siedzimy w Wesołej Kawce, pijemy herbatę i gęby nam się nie zamykają (oprócz momentów, kiedy trzeba przełknąć wyżej wymienioną herbatę). Czy to możliwe, ze ostatnio spotkałyśmy się w realu 3 lata temu? Zaczynamy rozmowę tam, gdzie ostatnio skończyłyśmy i jak gdyby nigdy nic płynnie przechodzimy do następnych tematów od dzieci (wspaniałe, cudowne, och i ach), na mężów (zawsze można się o coś przyczepić, ale jest dobrze), po pracę (moja psiapsi jest wice-dyrektorką szkoły!!!) i tak nam lecą godziny. Wracamy późną porą do domu i tylko brakuje zielonego Lanosa Marleny z czasów szkolnych oraz zespołu Akurat w radiu z piosenką „Jem pomarańcze”.

Nadchodzi dzień spotkania. Pojawiają się w głowie różne myśli, pytania. W naszych życiach pozmieniało się bardzo wiele, ale czy tak naprawdę coś się zmieniło? Jak bardzo My się zmieniliśmy? Czy jeszcze jest w nas jakakolwiek komórka łącząca nas z ludźmi, którzy w 2002 roku skończyli Żeroma? Czy jeszcze rozpoznajemy siebie, ubrani w te starsze skóry, które już niedługo będą nam służyły przez 40 lat? Pytania godne kryzysu wieku średniego, które jeszcze bardziej utwierdzają mnie w przekonaniu, że z tamtych Nas pewnie nie zostało nic. Docieramy na Rynek lekko spóźnione – ja, Pani Profesor Pietraszek i Marlena. Mateusz, nasz pisarz-aktywista już na nas czeka. Ogromna radość zobaczyć tą twarz, która tyle ostatnio przeszła. Ogromne szczęście móc mu pogratulować osobiście wspanialej i rozrywającej serce książki o umieraniu Taty, która święci jakże zasłużone triumfy. Pierwsza myśl, nic się nie zmienił. Uff, jest super. Druga myśli, wreszcie będziemy mogli się nagadać. Trzecia, nie będziemy bo po pierwsze mam spuchnięta buzie po usunięciu dziąsła, a poza tym zaraz dzieci zaczną płakać i będzie trzeba pruć do domu. Ok, Paulinko wyluzuj , ciesz się chwilą! Siadamy w środku i zaczynamy gadać. Głównie o książce Mateusza i o tym jak bardzo wszyscy są z niego dumni (jak byśmy co najmniej mu pomagali pisać). Zaczynają się schodzić kolejni znajomi. Robi się tłoczniej i gwarniej. Szybkie pytania co teraz robisz, gdzie mieszkasz, ile masz dzieci? Robimy postępy w naszym klasowym speed datingu i wszyscy są już prawie na bieżąco co u kogo słychać.

W końcu przychodzą Kuba i Piotrek, dopełniając naszą grupę licealnej nostalgii. Gadamy, gadamy, każdy z każdym, każdy każdego przekrzykuje, każdy chce zamienić choć parę słów z każdym. Widać dobrą energię, jaka zawsze łączyła tę grupę, widać ogromna przyjemność, jaką czerpiemy z bycia w tym gronie. Każdy z nas wybrał inną drogę zawodową, każdy robi karierę w swojej dziedzinie, większość z nas ma rodziny, rośnie następne pokolenie. Niektórzy jeszcze poszukują swoich partnerów. Mieszkamy w innych miastach lub krajach. W mgnieniu oka okazuje się, parafrazując Jean-Baptiste Alphonse Karr’a, iż pomimo, że zmieniło się wszystko tak naprawdę wszystko, a zwłaszcza My, pozostało takie samo. Lecą dowcipy, te świńskie i te mniej świńskie. Wszyscy pokładają się ze śmiechu. Są wspomnienia ukochanej Pani Siwoń, która odeszła 10 lat temu. Są wspomnienia też tych mniej kochanych, ale nie będę przytaczać nazwisk, bo po co. Zachodzi pewna ogromna zmiana w porównaniu z liceum - nasza najcudowniejsza wychowawczyni Pani Profesor Pietraszek zostaje Zosią (chociaż chwilę nam zajmuje, żeby się przestawić). Nie musimy się też przed nią chować z alkoholem po krzakach. Dorosłość jednak przynosi wiele ułatwień. Klniemy jak szewc, bo lubimy. Czas strasznie szybko mija i zanim się nie obejrzę dostaję telefon, że dzieci płaczą i jednak musze pruć do domu (jak to się mówi, nie wywołuj wilka…). Ale jak to? Ja nic nie pogadałam z Kubą, nie wypytałam jednej i drugiej Ani jak u nich, ani Dagi! A co z resztą? Cholera jasna szlag by to trafił trzeba lecieć, ale z pięknym niedosytem w sercu. W samochodzie słucham Marylki:

„Ale to już było i nie wróci więcej

 I choć tyle się zdarzyło to do przodu wciąż wyrywa głupie serce,

Ale to już było, znikło gdzieś za nami

 Choć w papierach lat przybyło to naprawdę wciąż jesteśmy tacy sami”.

Ależ było cudownie Was zobaczyć wycinku klasy „C” (Koriatko brakowało nam Ciebie!)
Mam nadzieje, że do zobaczenia bardzo niedługo! Okrągła okazja już w 2022 roku!