BIAŁE ŁUGI -relacja z wycieczki
Białe Ługi okazały się nie takie białe, jak zwykle o tej porze. Niestety burze gradowe wytłukły biały puch wełnianki, który służy do roznoszenia nasion z wiatrem. Za to widzieliśmy kwitnące na biało i „pachnące” intensywnie bagno zwyczajne. Tyle tego tam jest, że może wytruć wszystkie mole świata, ale one jakoś nie przylatują, wolą szafy z ubraniami.
Po wielkich burzach zostało na torfowiskach tyle wody, że zalało niektóre ścieżki i nie mogliśmy dotrzeć do pięknych rosiczek – roślinek, które zjadają owady, żeby sobie azotu przysporzyć. Nie poznaliśmy więc jak to jest, kiedy trzeba skakać z kępy ma kępę, kiedy ziemia ugina się pod stopami, nie dotarliśmy też do stawu i do rzeczki Trupień.
Widzieliśmy jednak kwitnące w podmokłej trawie żurawiny błotne , a także inne piękne kwiaty. Najbardziej podobały się jasnofioletowe firletki. Oglądaliśmy także tworzący się lasek dębowy zasiany przez ptaki, podziwialiśmy lisią jamę, a raczej ilość piasku z niej wyrzuconego. Właściciela nie spotkaliśmy, tak samo jak sarenek, czarnego bociana, żmij i kleszczy, za to były głodne komary. Ale wypełzła do nas na ścieżkę piękna gąsienica, z której wykluje się niebawem nie mniej piękny motyl. Dłuższy czas szliśmy świeżym śladem jelenia. Przy szkółce leśnej obejrzeliśmy wystawę wszystkich rodzajów budek lęgowych dla ptaków, a nawet jedną dla nietoperzy. Ważne, że pomimo pesymistycznych prognoz, pogoda dopisała.
I pomyśleć, że cały ten teren – ponad 400 hektarów, władze powojenne przeznaczyły do zmeliorowania. Na szczęście ktoś poszedł po rozum do głowy i Białe Ługi zostały dla potomnych. Wrócimy tam za rok, żeby zobaczyć białe bagno. Pewnie tak samo z humorem, ciekawością i głodem wiedzy, jak to na szkolnej wycieczce.
Za wszystkie przyrodnicze niezwykłości dziękujemy koledze leśniczemu Andrzejowi Zagnieńskiemu.
J.J.