Spotykamy na swojej drodze wielu ludzi. Jedni pozostają w naszej pamięci na długo, inni są w niej tylko przez moment.
Pan Profesor Jerzy Zaremba należał do tych, których nie dało się zapomnieć.
Na pewno  głęboko utkwił  w umysłach tych, którzy żyli w przyjaźni z bardzo wyniosłą i dumną Damą, którą on, jak nikt inny, rozumiał i kochał  - MATEMATYKĄ.
Na całe życie zapamiętałam jego pierwsze słowa skierowane do mnie. Było to podczas egzaminu wstępnego, kiedy mozoliłam się  obliczając pole powierzchni czy objętość stożka, wstawiając za π jej przybliżoną wartość: π jest to liczba jak każda inna i nie ma  potrzeby zastępować jej  przybliżeniem.
Każdy, kto się z nim spotkał, zachował jakieś, choćby krótkie, wręcz migawkowe, wspomnienia. Ja mam również takie:
Pan Profesor Zaremba wspinający się podczas matur  z surową miną na drabinki w sali gimnastycznej - przecież nie po to, żeby przechwycić ściągi;
Pan Profesor biegnący ze szklanką wody do abiturienta biedzącego się nad zadaniem;
Pan Profesor zadający na pracę domową wszystkie zadania pod tematem. I wcale nie interesowała go pisemna odpowiedź;
Pan Profesor  kroczący dumnie korytarzem, wyprostowany, w nieodłącznych okularach;
Pan Profesor  bezbłędnie podający po wielu latach nazwisko ucznia spotkanego na ulicy…
Teraz, kiedy nie ma Go już wśród  nas, warto pamiętać, że był dobrym i życzliwym człowiekiem, a Jego drobne złośliwości sprawiały, że świat był ciekawszy.
Nie umiera ten, kto trwa w pamięci żywych.
 Jeszcze długo nie  umrzesz Panie Profesorze!
                                                                                   Iza Ciosek ( Zagdan), klasa E, matura 1976