"Zataczacze kół"-relacja mocno spóźniona

Pokaz pracy warsztatu performatywnego Zataczacze kół  zderzający doświadczenia uczestników, uczniów naszej Szkoły, z treścią Księgi Koheleta zgromadził 25 lutego br.na scenie KCK za żelazną kurtyną tak liczną publiczność, że trzeba było otworzyć drugi sektor widowni. Wszystkich, którzy nie mieli dobrej widoczności i tych, którzy chcieliby pokaz obejrzeć, serdecznie zapraszamy do KCK 8 kwietnia o godzinie 18.00 (wejście od małej sceny). Pokaz zostanie powtórzony. Poniżej zamieszczamy zdjęcia z pokazu wykonane przez Katarzynę Niechciał, uczennicę Liceum, dwie recenzje          (przewrotną kolegi Jacka Jopowicza i całkiem serio, dziennikarki Agnieszki Kozłowskiej - Piasty) oraz link do trailera z pokazu. Materiały filmowe zamieścimy po pokonaniu trudności technicznych.

https://www.facebook.com/photo.php?v=10152176255187221&set=vb.105567462220&type=3&theater

Recenzja przewrotna

Zaczęło się od tego, że reżyser nie dojechał. Niecierpliwa młodzież sama próbowała zacząć przedstawienie. Chłopaki to od razu usiedli, żeby im nikt miejsc nie zajął, ale dziewczyny wychodziły kilka razy, nawet składnie, kłaniały się publiczności i wracały, chłopaki bili im brawo, ale reżysera ani widu, ani słychu. I klucz od magazynu pewnie trzymał w kieszeni, bo koła jakieś mieli zataczać, ale żadnych kół nie było, tylko kanapa, stolik z podwieczorkiem i pierzyny na podłodze. A ten, co miał przygrywać, też jakoś nie mógł zacząć. Stroił te organy i stroił. W końcu zagrał trochę „Łąki umajone”, ale nie za dużo. Musi w niedziele w kościele jest organistą.  No to pewnie żeby publikę zatrzymać, dziewczyny wzięły się za czytanie Starego Testamentu, głośno, jak dla dzieci. Ale potem nagle zrobił się taki bałagan, jak nigdzie na świecie. Już nikt nie wiedział, o co chodzi, co kto mówi, dokąd idzie, co je i dlaczego śmieci. Na zakończenie okazało się, że jednak porządna ta młodzież, dobrze wychowana. Posprzątali wszystko po sobie. A reżyser w końcu się znalazł. Chyba wiedział, że mają kwiaty dla niego. I wypłatę od razu dostał, tylko że jakąś monetą starożytną, chyba biblijną, od jakiegoś proroka. Żeroma, czy jak?

Jacek Jopowicz

 

Zaczarowane koło teatru.

Czy można połączyć księgę Koheleta, doświadczenia młodych ludzi i oniryczne opowieści mieszkańców Domu Pomocy Społecznej? Czy ten miks może być strawny? Czy da się go obronić na dużej, naszpikowanej teatralnymi gadżetami scenie, zwłaszcza, że zamiast profesjonalnych aktorów występują niedojrzali jeszcze licealiści? Odpowiedź jest prosta – tak. I cieszę się, że mogłam być tego świadkiem.

„Zataczacze kół” to powarsztatowy pokaz pracy grupy licealistów z Liceum Żeromskiego  biorących udział w kolejnej, już VI edycji projektu Podróż-Kierunek Teatr. Zajęcia prowadził aktor Grzegorz Artman, od lat pracujący z grupami młodzieży i seniorami i od kilku lat prowadzący zajęcia w ramach projektu „Podróż-kierunek Teatr”. Na scenie wspierał go Dariusz Makaruk, muzyk, kompozytor, który na żywo uzupełniał obraz swoimi elektronicznymi dźwiękami. Spektakl, czy pokaz po raz kolejny w przypadku zajęć prowadzonych przez Artmana ujawnia nie tylko jego wielką wyobraźnię sceniczną i umiejętności reżyserskie. Aktor – przewodnik porusza się stale wśród tych samych motywów: pytania o sens ludzkiego życia, przemijanie, przyszłość i starość „zagraną”, odtworzoną przez młodych ludzi.

Sny opowiadane Artmanowi wiele lat temu przez mieszkańców Domu Pomocy Społecznej: opowieści o kosmitach, reklamówkach zakładanych na głowę na basenie i bułce tartej robionej z chleba zbieranego na śmietnikach należały do osób, których pewnie już nie ma. W ustach młodych, wkraczających w życie licealistów te sny nadal są prawdziwe, jakby przyśniły się wczoraj. Zestawione z wersami Eklezjasty o przemijaniu, czasie smutku i radości, traceniu i omijaniu tego, co piękne, dają sporo do myślenia. Czy naprawdę dobrze wykorzystujemy dany nam czas? Czy ludzie, którzy z powodu starości, niepełnosprawności chorób nie radzą sobie z codziennością zasługują na naszą obojętność?  Czy nas też to spotka? Czy sceny obrotowe to mielące żarna historii, czy raczej koło fortuny, na którym nigdy nie pada główna wygrana?

Z każdą realizacją Artman idzie o krok dalej, zasiedlając coraz bardziej okazałe przestrzenie, nieteatralne i teatralne (salę konferencyjną, niewielką salę ćwiczeń domu kultury, aulę liceum aż wreszcie największą kielecką scenę teatralną). Korzysta z coraz bardziej profesjonalnego sprzętu teatralnego i obsługi (tym razem była to aż podwójna scena obrotowa i 12 osób czuwających nad przebiegiem spektaklu). Można by uznać to za gadżeciarstwo, przerost formy nad treścią, gdyby nie wrażenia, jakie wywołuje ta przecież przygotowana w krótkim czasie całość inscenizacyjna. Sądząc po efekcie końcowym tegorocznych warsztatów można podejrzewać, że kolejnym krokiem Artmana może być już tylko otworzenie własnej, profesjonalnej przestrzeni edukacji teatralnej, własnego teatru czy choćby sceny. 

W warsztatowej pracy Artmana cenię zwłaszcza niezwykłe zdolności pedagogiczne, wrażliwość na tych młodych, często jeszcze nieukształtowanych ludzi. Artman potrafi wydobyć z nich to, co piękne, potrafi dodać im odwagi i przekonać, że potrafią,  mogą, nieprawda, że są aktorami. Pewnie nie każdy z nich wybierze ścieżkę teatralną. Zostaną lekarzami, prawnikami, informatykami. Widzę, że dzięki kilkumiesięcznym spotkaniom warsztatowym uwierzyli w siebie, nie bali się trudnych wyzwań, śmieszności.  Oby ta wartościowa i nie przesadzona pewność siebie została z nimi na dłużej. Dzięki niej będą potrafili dokonywać dobrych wyborów.

Agnieszka Kozłowska-Piasta