Upamiętnienie Macieja Znojkiewicza, fundatora stypendium im. Ireny Znojkiewicz
Maciej Znojkiewicz 1956, na rok przed maturą
W czasie ostatniego zjazdu absolwentów, 26 września 2025 r., miała miejsce w szkole skromna, ale doniosła uroczystość. Przed wejściem do auli została odsłonięta tablica upamiętniająca zmarłego w grudniu 2023 roku absolwenta, Macieja Znojkiewicza, pierwszego i jedynego w historii Szkoły i Stowarzyszenia fundatora stypendium przeznaczonego dla uczniów konsekwentnie rozwijających swoje zainteresowania i pasje, wypłacanego systematycznie przez lat 15. Wręczyliśmy ogółem 52 stypendia, w tym 48 indywidualnych i 4 zespołowe.
O ich znaczeniu niech świadczą słowa jednego z beneficjentów, dzisiaj początkującego reżysera Patryka Warchoła a wówczas animatora szkolnego życia , członka samorządu szkolnego i uczestnika kolejnych etapów olimpiad historycznych:
Szczerze mówiąc, stypendium ufundowane przez Pana Macieja, przyznane mi w 2 klasie liceum, było pierwszym szkolnym wyróżnieniem, które otrzymałem. Do tej pory, jako w sumie przeciętnego ucznia, omijały mnie wszelkie świadectwa z paskiem i książki dla najzdolniejszych rozdawane na zakończenie roku.
Myślę, że takie inicjatywy - wyróżniające uczniów za ich działalność społeczną, wyjątkowe zainteresowania czy zaangażowanie w życie szkoły - są szczególnie potrzebne dziś, gdy większość nagród nastawiona jest na premiowanie wyników i ocen.
Tym bardziej, z perspektywy czasu, doceniam stypendium wyróżniające mnie za moją działalność wolontaryjną, a nie za ,,dowożenie wyników''.
Tablicę odsłoniła cioteczna siostra fundatora Bożena Barwicka z domu Borzęcka.
O tym, kim był i jaki był Maciej, opowiada Pani Bożena w poniższym tekście:
Maciej Znojkiewicz urodził się w 1939r. - tuż przed wybuchem wojny. Miał 4 lata gdy zmarł mu ojciec i matka Irena została sama z dwójką dzieci (Maciej i starsza córka Basia).Czas wojny i następne lata to były mroczne, ciężkie czasy dla rodziny.
Dzięki staraniu siostry i brata pani Ireny udało im się wprowadzić do 3-pokojowego „mieszkania” przy ul. Sienkiewicza, które wcześniej było wędzarnią. Łatwo sobie wyobrazić jak ono wyglądało, ale to i tak dla rodziny był szczyt marzeń. I nie tylko dla nich, bo oni zajęli pierwszy pokój, drugi pokój zajęła siostra Ireny- wdowa z trójką dzieci, a trzeci, najmniejszy – siostra Wanda.
Pani Irena, najpierw pracowała w małym sklepiku, ale nakładane na sklep podatki i „domiary” nie pozwoliły nawet na skromne życie. Dzięki pomocy starszego brata, pani Irena dostała pracę w Spółdzielni Pracy Włókienniczej „Runo” i zajęła się szyciem kołder w tym, i tak już ciasnym mieszkaniu. Zarobek był nędzny, ale praca pozwalała doglądać całej piątki dzieciaków.
Maciej, po latach napisze: „ Prawdziwymi bohaterkami tych, byle jakich, czasów były nasze mamy”.
Maciej był mądrym , zdolnym dzieckiem i bardzo chciał się uczyć. Naukę rozpoczął w szkole podstawowej prowadzonej przez siostry Nazaretanki. Jak napisał po latach: ”... nauka w szkole była łatwa. Dzięki dawaniu sobie rady z prostą matematyką zarobiłem pierwsze w życiu kilka złotówek. Pomagając Wojtkowi w algebrze, mama jego niespodziewanie zaoferowała mi 2 złote za godzinę i poprosiła o częstszą pomoc. Gdy odmawiałem, wcisnęła mi w dłoń pierwsze 2 złote. To było więcej niż ulgowy bilet do kina.”
I te 2 złote, to był dopiero początek jego „zarobków”. On nie myślał wtedy o własnych przyjemnościach, ale o tym jak pomóc mamie, a przecież był jeszcze dzieckiem - dzieci w jego wieku marzą o słodyczach ,zabawkach, a mały Maciek rozumiał już jak ważna jest pomoc rodzinie, bo mama i siostra były najważniejsze.
Gdy Maciej skończył podstawówkę stanął przed dylematem – co dalej?
I jak później napisał: „...zdecydowałem się na liceum Żeromskiego, szkołę z długą historią i najlepszą w Kielcach renomą.”
Podczas nauki w Żeromskim dorabiał udzielaniem korepetycji, robił kilimki na małym warsztaciku i wykonywał zdjęcia na zamówienie. Był dumny, bo mógł już kupić mamie prezent –prawdziwy zegarek i pozwolić sobie, żeby iść do kina, do teatru ,czy filharmonii.
Następny etap w życiorysie, to były studia w Warszawie, które przetrwał dzięki pieniądzom z korepetycji.
Po uzyskaniu dyplomu magistra inżyniera, w wieku 25 lat rozpoczął pracę jako asystent w Katedrze Układów Elektronicznych Politechniki Warszawskiej.
To były czasy dużego zapotrzebowania na technikę, więc poza pracą dydaktyczną zajął się opracowywaniem pierwszych projektów i eksperymentami.
Jednocześnie , cały czas pracował nad własnym rozwojem; uczył się, czytał techniczną prasę z zachodu, poprawiał swój angielski i dorabiał tłumaczeniami technicznymi z angielskiego oraz korepetycjami z matematyki i fizyki. W wolnym czasie „biegał „po górach, jeździł na nartach, pływał kajakiem, organizował wyprawy turystyczne po Polsce, chodził do teatru i filharmonii.
Trudno uwierzyć, że znajdował na to wszystko czas, ale Maciej żył tak, jakby chciał nadrobić to wszystko, co stracił w dzieciństwie i odebrać od życia zadośćuczynienie za te wszystkie szare, trudne lata.
W 1966 r. Maciej oświadczył się, i z narzeczoną Marią zdecydowali się wyjechać do Francji- oficjalnie „na wakacje”, ale mieli inne plany. Ostatecznie trafili do Kanady, gdzie osiedli na stałe. Postawił w Montrealu dom, doczekał się trójki dzieci i mógł wreszcie sprowadzić swoją mamę.
Do Polski pierwszy raz przyjechał po 18 latach ,czyli w 1985r. I odtąd często odwiedzał liczną rodzinę w Polsce i zawsze znajdował czas, żeby zajrzeć do ukochanej szkoły – do Żeromskiego. Bardzo chętnie zapraszał i przyjmował też u siebie krewnych z kraju.
Gdyby w wielkim skrócie przedstawić jego osobę, to trzeba zacząć od tego, że był dobrym, wrażliwym, ciepłym , rodzinnym, empatycznym i skromnym człowiekiem, chętnym do pomocy i wrażliwym na cudze problemy.
Jeszcze taki jeden przykład; kiedy w Kanadzie zmarł nasz daleki krewny, to Maciej jechał ponad tysiąc km, żeby być na jego pogrzebie. To też świadczy o tym, jakim był człowiekiem.
Maciej z własnego doświadczenia wiedział, jak ważne jest zrozumienie i wsparcie w realizowaniu młodzieńczych planów i marzeń. On takie dostawał od swojej mamy-Ireny, dlatego w 2008 roku ufundował stypendium dla uczniów z Żeromskiego mających swoje pasje i zapał do ich realizowania. Fundację nazwał imieniem mamy i w ten sposób uhonorował ją za poświęcenie i miłość.
I jeszcze jedno, Maciej mieszkał daleko, ale nie przestał być Polakiem. Aktywnie uczestniczył w życiu kanadyjskiej Polonii, przejmował się wydarzeniami dziejącymi się u nas, w kraju.
Bożena Barwicka z domu Borzęcka
Poniżej projekt tablicy wykonany przez absolwentkę Joannę Górę-Raurowicz, matura 2009 r.