Nasze obyczaje
JAK DAWNIEJ OBCHODZONO WIELKI POST I WIELKANIC W KIELCACH I OKOLICACH
Tradycja Wielkiego Postu sięga I wieku chrześcijaństwa i upamiętnia czterdziestodniowy pobyt Jezusa na pustyni.
W Środę Popielcową po powrocie z kościoła zasłaniano w domu wszystkie lustra. Symbolizowało to odcięcie się od wszelkich uciech i zabaw. To samo czyniono zaraz po śmierci któregoś z członków rodziny.
Post był o wiele bardziej surowy, niż teraz. Przeważnie przez cały okres Wielkiego Postu powstrzymywano się od jedzenia mięsa, sera i masła. W środy, piątki i soboty jadano raz dziennie do syta - śledzie z ziemniakami, kotlety ziemniaczane z ziemniakami (tak!) albo ziemniaki z kiszoną kapustą popijane sokiem z tejże kapusty, a rano i wieczorem suchy chleb, polewkę z chleba, żur z owsa lub jęczmienia. W Wielki Piątek spożywano tylko chleb i wodę. Oczywiście nikt nie pił żadnego alkoholu, wielu rzucało na ten czas palenie papierosów.
Na Drogę Krzyżową i Gorzkie Żalę oraz na nabożeństwa Triduum Paschalnego przychodziły tłumy. Na Niedzielę Palmową biedniejsi robili palmy własnoręcznie, bogatsi kupowali przed kościołami. Po powrocie z kościoła poświęconą palmę zatykano za obraz. Kiedy po pewnym czasie bazie zaczęły opadać, palmy nigdy nie wyrzucano, ale spalano ją w piecu. Palmy kieleckie są tradycyjne, krótkie. Robi się je z gałązek wierzbowych, zielonych borowinek oraz z suszonych, barwionych traw i zbóż. Dodawane są również kwiatki nieśmiertelnika. Te całkowicie kolorowe, bez bazi, wzorowane są na wileńskich.
W Wielkim Tygodniu kieleccy właściciele sklepów dekorowali specjalnie wystawy. Najczęściej były to rozwinięte i kwitnące w wazonach gałązki drzewek owocowych oraz baranki. Te ostatnie w masarniach formowane były ze smalcu, a w cukierniach i piekarniach pieczone z ciasta. Czerwone chorągiewki dodawano im dopiero w Wielką Sobotę. Piekarnie wypiekały również specjalne bułeczki wielkanocne. Pokazywano już wszystko, co można było kupić na święta.
Do tradycji należały nocne czuwania, gdy Pan Jezus przebywał w ciemnicy, a potem przy Jego Grobie. Ponieważ dawniej rodziny były o wiele bardziej liczne, czuwano w ten sposób, że zawsze 2-3 osoby z każdego domu przebywały w kościele. Do niedawna na Ponidziu kultywowana jeszcze była tradycja upamiętniająca Ostatnią Wieczerzę. Cała rodzina zbierała się wieczorem w Wielki Czwartek przy stole, w ciszy spożywała jałowe, postne dania i modliła się.
Od niepamiętnych czasów w Wielki Piątek mężczyźni z Krajna i Radlina w Górach Świętokrzyskich urządzali procesję przez pola. Szli, śpiewając pieśni pasyjne, w stronę
Kielc do Leszczyn, gdzie podejmowani byli herbatą.
W Wielki Piątek w domach przewracano stojące krzyże i figurki, a ustawiano je z powrotem po rezurekcji. Wieczorem tego dnia lub rano w Wielką Sobotę urządzano uroczysty pogrzeb żuru i śledzia. Kondukt, śpiewając pieśni "żałobne", odchodził jak najdalej od wsi, aby zakopać postne jedzenie, a jeśli stało w pobliżu drzewo, śledź stawał się wisielcem. Również w Wielki Piątek rozpoczynano symbolicznie "pierwszą łopatą" budowę domu. A w Wielką Sobotę wrzucano święcone jajko w wykop fundamentowy. Jeśli dom był już gotowy, jajko przerzucano przez dach. Także tego dnia gospodarze sadzili, szczepili drzewka w ogrodzie lub podcinali im gałązki.
Jeszcze w latach 20- tych ubiegłego wieku księża święcili pokarmy w domach lub przed nimi. Kapelan garnizonu kieleckiego jeździł bryczką do wojewody, potem do dowódcy dywizji, następnie odwiedzał żołnierzy 4 Pułku Piechoty, 2 Pułku Artylerii Lekkiej i batalionu łączności. We wsiach wszyscy przynosili jedzenie do dworu, gdzie były specjalnie ustawione ławy. W miastach mieszkańcy każdego domu przygotowywali takie miejsce na podwórzu. Stąd nawet jeszcze w latach 50 -tych wiele osób nosiło pokarmy do kościoła na talerzu umieszczonym w związanej serwecie. W Kielcach i okolicach mówiono na poświęcony pokarm „święcone”, czyli jedzenie poświęcone, natomiast określenie o lekceważącym wydźwięku „święconka” przybłąkało się niedawno za pośrednictwem mediów.
Tradycyjnie należało święcić jajka zniesione przez kury wyłącznie w Wielki Piątek i Sobotę. Wierzono, że jajko ma moc uzdrawiania, a szczególnie w czasie Wielkiego Postu. Surowe przetaczano wzdłuż kręgosłupa i pomiędzy łopatkami czyniąc krzyż na plecach chorego. Natomiast na uśmierzenie bólu głowy przykładano do skroni połówki jajek gotowanych. Gdy chłopak nie miał śmiałości wyznać miłość dziewczynie, wręczał jej święconą pisankę. Przyjęcie jajka oznaczało wzajemność.
W Wielką Sobotę w Kielcach należało nawiedzić Grób Pański przynajmniej w trzech miejscach i za każdym razem dać jałmużnę dziadom proszalnym, którzy licznie obsiadywali place przykościelne. Groby urządzano nie tylko w kościołach, ale również we wszystkich kaplicach, także w szpitalnych. Ponoć najpiękniej przystrojony była zawsze Grób w kaplicy Domu Księży Emerytów. We wszystkich kościołach w Kielcach, miasteczkach i na wsiach Grób Pański rozbrzmiewał ptasimi trelami dzięki powszechnemu zwyczajowi hodowania w domach ptaków śpiewających. Za Grobem ustawiano klatki z kanarkami i kosami, a przed nim zawsze była zielona łączka z prosa, pszenicy, żyta lub rzeżuchy. Na kieleckiej Karczówce i u św. Wojciecha Grobu pilnowali strażacy, w katedrze harcerze i klerycy, w kościele garnizonowym wojsko, u św. Krzyża katolickie organizacje młodzieżowe. Obecnie uroczyste zmiany wart strażaków w błyszczących hełmach, z toporkami i tupiących podkutymi butami oglądać można na Karczówce, a warty żołnierskie w kościele wojskowym.
Pierwsza liturgia wielkosobotnia połączona z rezurekcją odprawiana była w Kielcach już o godz. 19 w kościele garnizonowym. Uczestniczyły w niej uroczyście oddziały wojskowe, a z pobliskich wzgórz grzmiały armaty. Także w Wielką Sobotę tłumy z całego miasta przychodziły do katedry na godz. 21 (teraz tę tradycję podtrzymuje parafia kapucyńska, włącznie z procesją rezurekcyjną o północy). W pozostałych kościołach rezurekcję odprawiano o godzinie 5 rano w Niedzielę Wielkanocną. Do kościoła św. Wojciecha, która to parafia obejmowała w większości tereny wiejskie na wschód od Kielc, wierni spoza miasta przyjeżdżali już wieczorem w Wielką Sobotę i spali na furmankach. Kobiety miały na sobie kolorowe zapaski w miejsce czarnych, używanych przez cały Wielki Post. Po rezurekcji u św. Wojciecha odbywały się wyścigi zaprzęgów do domu. Tych, którzy mieli najszybsze konie, czekały udane święta. Tradycja nakazywała przygotowanie jedzenia świątecznego z produktów własnego gospodarstwa - swoje musiały być wędliny, mąka na wypieki i jajka.
Do dziś przetrwał wszędzie zwyczaj strzelania z petard (dawniej używano kalichlorku) na cześć Zmartwychwstałego podczas procesji rezurekcyjnej.
Wypuszczaniem ognia z ust czczą Chrystusa i oświetlają Mu drogę w Koprzywnicy niedaleko Sandomierza. Podczas procesji rezurekcyjnej odbywającej się wieczorem w Wielką Sobotę strażacy nabierają do ust naftę i wydmuchują ją poprzez płonącą pochodnię tworząc wysoki słup ognia. Obyczaj ten nazywa się bziuki.
Tuż przed północą uderzeniami w wielki bęben ogłaszają Zmartwychwstanie mieszkańcy Iwanisk w Górach Świętokrzyskich. Chodzenie po wsi z bębnem trwa do rezurekcji i jest przywilejem kawalerów.
Natomiast w Poniedziałek Wielkanocny o świcie mężczyźni i chłopcy z Sukowa obchodzą całą parafię w procesji zwanej Emaus. Od kilkunastu lat procesji przewodniczy bp Marian Florczyk, który pochodzi z Dymin należących do 1988 r. właśnie do parafii sukowskiej.
Jacek Jopowicz (na podstawie wspomnień mojego Ojca Mieczysława i Zbigniewa Chodaka)
Większość tekstu zamieszczona była w gazetce parafialnej Karczówka, Tygodniku Niedziela i w serwisie Katolickiej Agencji Informacyjnej.